Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prędzej zbyć szpaków i powrócić do pana, a z nim się po dworze rządzić.
Biło serce biednemu chłopcu coraz żywiej, coraz żywiej, gdy mu otworzono drzwi i wszedł do izdebek, wyświeżonych, widocznie nań oczekujących. Zdziwił się, widząc że nie tylko nic nie braknie, ale wszystkiego do zbytku; każdy kątek wywołał wykrzykuik nowy. Cóż dopiero gdy przyszło obchodzić gospodarstwo, ponaprawiane budowle, spichrz pełen, obórkę z ryczącem bydełkiem i te bogactwa, których posiadania nigdy się nie spodziewał.
Wzruszony, niespokojny, Jan chciał zaraz kazać zaprzęgać i powracać do Borowej, aby upaść do nóg Jamuntom i serdeczniej po synowsku im za tę pieczołowitość podziękować, gdy w ślad prawie za nim nadbiegła bryczka z Doroszeńką i Zbrzeskim. Bronicz stał jeszcze w ganku, gdy ci śmiejąc mu się z daleka nadjechali i wesoło chwycili go ściskać na progu, sypiąc życzenia.
— W tem wszystkiem widzę twoją rękę przyjazną — zawołał Jan rzucając się ku Doroszeńce; — doprawdy, nie wiem jak ci dziękować za ten dostatek, za tyle pamięci! czyżem ja na to zasłużył!!
— Ale tak, jest tu i moja ręka — odparł rządca uśmiechając się — chociaż ze mną przykładali się i inni, począwszy od starego chorążego, który o wielu rzeczach pamiętał, do pani, do pana Aleksandra i księdza Ginwiłła, co tu Chrystusa opiekuna ci powiesił. Kantorek masz ode mnie; daj Boże żebyś w nim zawsze miał co trzymać; jest tam coś i od kapitana, każdy tobie i ojcu twemu poczciwemu chciał dać dowód przyjaźni. Ale nie mówmy o tem, do środka panie gospodarzu i przyjmuj waszeć gości.
Gospodarz tak był tu jeszcze obcy, że Doroszeńko sam musiał go po większej części zastępować, i wraz z kapitanem obwiódłszy go po gospodarstwie, ogólne mu dał rady co robić, jak poczynać, co najpilniejsze było w Kryłowie.
— Ale co mam płacić rocznie? — spytał Jan.