Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tego nie wiem — rzekł Doroszeńko. — Leśnictwo to nie wiele lub nic nam nie zrobiło; stary chorąży zostawił sobie naznaczenie dzierżawy, a w każdym razie pierwszego roku na zagospodarowanie od tenuty będziesz wolny.
— Nie mogę wytrwać żebym do chorążstwa nie pojechał z podziękowaniem; jakkolwiek mi tu dobrze, ale bym nie zasnął spokojnie.
— No to razem jedziemy, a nocką sobie powrócisz kiedy chcesz — rzekł rządca.
Tak ledwie obejrzawszy się w Kryłowie, Jan pospieszył nazad, i powrót jego nie zbyt zadziwił chorążstwa, chociaż stary wymknął się od podziękowań i powiedziawszy tylko — co tam! co tam! uciekł do swoich pokojów. Chorążyna poczęła się rozpytywać Jana jak mu się tam podobało, czy jeszcze nie braknie czego, i nakoniec obiecała na wiosnę przyjechać z panną Jamuntówną w gościnę do Bronicza.
— Zobaczymy też jak sobie pan Jan da rady i wyegzaminujemy gospodarstwo, będziesz z nas miał surowych sędziów, gotujże się, moje kochanie.
Bronicz był cały promieniejący szczęściem, a pani Bulska, która na scenę podziękowań dla siebie niezrozumiałą trafiła, chmurno spojrzała na niego.
— Pan wyjeżdżasz? — spytała go.
— Jużem nawet był wyjechał, ale mnie wdzięczność zmusiła nazad powrócić.
— Dokąd? na gospodarstwo jakie?
— Tak pani, jadę do pracy, która mi się uśmiecha; mam z łaski państwa puszczony sobie kawał ziemi, i pocznę w Imię Boże czynniejsze życie.
Bulska uśmiechnęła się.
— Winszuję — rzekła po cichu — staniesz się pan kapotowym szlachcicem, czytelnikiem berdyczowskich kalendarzy i bardzo przyjemnym hreczkosiejem.
— Nic też więcej nie pragnę.
— I nie tęskno panu będzie wśród tych lasów za lepszym światem?
— Nie znam i nie wyobrażam sobie lepszego.