Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łów się pokaże, Bronicz układając projekta na przyszłość, wyglądał już swojej siedziby, ale sokoły i przez las szybko iść nie mogły, bo wybojów było mnóstwo, a bryczka rzucała i w króbkach dzwoniły jakieś sprzęciki, dla których noga za nogą wlec się musieli żeby ich nie potłuc.
Przebywszy szerokie pasmo lasów, Iwaś wskazał biczyskiem czarną kapliczki kopułkę panu swemu, i krzyż jej stary pierwszy oznajmił z za drzew ogrodu dworek Kryłowski.
Zdjął czapkę Jan i pomodlił się w duszy.
Ujechawszy staje posłyszeli turkot młynka.
— A to już pański młynek trajkocze — rzekł kozak śmiejąc się — słyszycie, dzień i noc tak miele, oj! bo to słyszę młyn.
— A gdzież dwór?
— Ot tam w olszynie, za stawem, a ot karczemka wasza.
Wjechali na wygon, dalej na szerszą drogę i przed karczemkę, spuścili się nieco ku młynkowi, u którego stał żydek spoglądając na postawiony węcierz. Iwaś koniki zaciął i polecieli groblą ku dworowi, którego nagle ukazała się brama, zabudowania i całe obejście.
A tak to wdzięcznie bielało wszystko, wyświeżone, czyściuchne, że Jan, który się spodziewał zastać pustkę i nieład, aż się podniósł na bryczce zdziwiony.
— Ale to bardzo porządne! — zawołał — to śliczne!
— A cóż myśleliście? — rzekł kozak — że to nasze państwo zapędzą was na osmolone gruzowisko, kiedy tak panicza słyszę kochają!
Gdy stanął przy tej słomianej strzesze, na progu domostwa, wspomnieniem rodziców i wdzięcznością serce mu zabiło, i łzy potoczyły się z oczów, tak troskliwych rąk znalazł tu wszędzie ślady!! osłupiał rozczulony.
Z czeladni wybiegło dwóch raźnych parobczaków i stara Pałaszka, gospodyni, na powitanie pana, a Iwaś huknął na konie jak upior lecąc do stajenki, żeby