Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stko winien był sobie: pracował gorąco, i nie dla wyrobienia sobie przyszłości, chleba i grosza, ale dla wykształcenia wewnętrznego, którego zawczasu umiała zapragnąć jego dusza. Chwytał, pożerał, układał w sobie co mógł gdzie uzbierać, noce spędzał bezsennie, uczył się, przeuczał i trudem ogromnym potrafił zastąpić niedostateczność środków wychowania. Szczęściem, choć śmiały i nie ulękniony, porywał się z małemi zasoby na najpotężniejsze zawady, nie miał tego zarodku pychy i zarozumiałości, który tyle wyższych umysłów przykuwa i zamyka w kole obłędu, nie dając im wynijść z niego. Umiał uznać omyłkę gdy ją popełnił, poczuć swą słabość, wrócić gdy było potrzeba i iść dalej mimo trudności tysiąca. To poczucie ułomności ludzkiej w sobie, które nie każdy posiada, bo na niem zbywa czasem najsilniej uorganizowanym umysłom, było właśnie jednym z przymiotów świetniejszą przyszłość zapowiadających biednemu chłopcu. Nie zbywało mu przytem ani na pojętności, rozwinionej potrzebą kształcenia się bez niczyjej pomocy, ani na rozsądku zimnym chwilami, który u niego był jednym z podrzędnych sług serca i fantazji. Pojmował chłodno, ale czuł gorąco, umiał znijść w matematyczny świat prawd suchych, i zaraz potem wzlecieć imaginacją i sercem nad ich poziom daleko. W naturze jego, było tysiące sprzeczności, które się plątały w całość dziwnie bogatą i piękną, bo siła jakaś umiała je dobrać, wymierzyć i nie dać rozbujać temu co pożerając resztę, uczyniłoby go na oko uderzającym może, a w istocie ułomniejszym i uboższym. Dla krótko też widzących ludzi, Leon był istotą mierną, pojętną, zdolną, ale zimną, bo nigdy na harc nie wychodził z tem, co sobie za najdroższe i najświętsze uważał, nie popisywał się z czułością, którą osłaniał jak skarb największy, z fantazją, której polot mógł jeden szyderski uśmiech zahamować; — zamykał w sobie, przez wstyd wrodzony, przez skromność jakąś dziewiczą, to coby nań oczy zwracać mogło. Ale nie był tak dalece panem siebie, by nigdy nie wyjść ze szranków, i gdy go uniosła