Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siedzieć na tem — niech mnie Pan Bóg broni!
Ludzie wyszli, śmiejąc się z zakłopotania proboszcza, a my staliśmy wciąż czekając, żeby nas przypuścił do złożenia mu życzeń.
— Serdecznie dziękuję, mój drogi — rzekł do mnie — będziesz mi dziś do mszy służył, to się dziś do mojego świętego Augustyna pomodlimy razem.
— Pan chorąży — dodał Doroszeńko — kazał księdzu kanonikowi na jego ubogich oddać to... i położył pakiecik na stoliku.
— Co to? pieniądze? a! niech mu Bóg miljonami płaci! istotnie trochę potrzebowałem, nie dla siebie, nie... bo czegoż mi tu braknie — dodał ze łzami w oczach, — ale dla tych ciemięgów moich, co sobie rady dać nie umieją... A! niechże wam Bóg miljonami płaci! otoście mi trafili...
— Odemnie zaś — rzekł Doroszeńko — raczysz przyjąć...
— Co znowu! będziesz mi i ty prezenta robił, — ofuknął się proboszcz — jaki mi magnat!
— Tak, jaki pan taki kram, i co mam to daję... siemie lniane dla ptastwa i groch dla gołąbków...
— Niechże cię uściskam — zawołał uradowany proboszcz rzucając mu się na szyję — i tem trafiłeś mi do serca... Wystaw sobie nie miałem ani gdzie, ani za co kupić.. a tu ta biedota głodna... a prosić was już nie śmiem, bo żebyście mi nie dawali czego zechcę, o! tobym dokuczał, ale... z wami... nie można...
Wśród tej rozmowy nadeszli pan chorąży z brewjarzem, pan Aleksander z piękną ryciną świętego Augustyna, a proboszcz na próg się do nich ruszył, skłopotany tą ich dobrocią, do której był przywykły.
— Chorąży uściskał go ze łzami w oczach i oddając mu brewjarz, te tylko słowa po cichu wymówił:
— Módl się za nas... módl się za nas... naszych modlitw Bóg nie słucha!
I to rzekłszy wysunął się zaraz w ulicę...
Pan Aleksander sam wszedł do pokoju i dobywszy z kieszeni ćwieczka z mosiężną główką i młotka, zbli-