Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ostatniego szeląga nie odda. I nadużywają go i kłamią mu, ale go to nie poprawia, bo się wstrzymać nie może i korci go pieniądz, pliki nie wysypie do grosza. Jest w miasteczku niepoprawiony pijaczyna, którego nazywają grenadjerem, ogromny chłop, okaleczony w wojsku, bo nogę stracił w tureckiej wojnie; ten tak umie zawsze kanonika podejść i rozczulić, że choć go zna, raz mu, nie mając już co, starą sutannę musiał oddać. Dowiedziawszy się, że ją przepił, i że żydek na szarafan jego poczciwe odzienie przerobił, ksiądz Ginwiłł w wielkiem oburzeniu zakazał by mu się grenadjer nie pokazywał więcej; ale gdzie tam! trzeciego dnia potem kanonik miał pieniądze, i kaleka przywlókł się zaraz nie zważając na pogróżki. Boki trzeba zrywać jak to pan Doroszeńko opowiada. Zobaczywszy przez okno grenadjera, kanonik zaczął nogą tupać i zawołał:
— Powiedźcie mu niech sobie idzie precz ten niezdara... bo mnie do passji przyprowadzi... i kijem go będę bił, a toż sutannę przepił i wiem o tem! wiem!
Posłał służącego aby mu to powiedział, a sam schował się do drugiego pokoju, ale nieustannie wyglądał przez okno niespokojny, czy grenadjer odszedł. — Ten ani myślał pójść i wprost okna stanąwszy, odpowiedział, że póty stać będzie, póki proboszcza nie przeprosi. Deszcz zaczął padać, kanonik chodził po izbie powtarzając:
— Niech moknie, niech moknie... niezdara jakiś!
Po kwandransie począł już inaczej, widząc upor grenadjera. — A to mu gotowo zaszkodzić, ten deszcz... stoi i stoi... odprawcież go...
Nareszcie widząc wytrwałość żołnierza wyszedł na ganek w strasznym niby gniewie, którego do progu nie dotrzymał.
Żołnierz, który go znał, zamiast się uniewinniać, wzdychał tylko i łzy ocierał.
— Obrazić takiego dobrodzieja, mówił z cicha... a! grzech wielki... winien jestem... pójść chyba i utopić się, jeśli mi ksiądz kanonik nie przebaczy...