Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

którą nad stajniami zajmuje. Musiałem wysłuchać jego użaleń i opowiadań, i gdybym nie był przestrzeżony przez księdza Ginwiłła, jak o biednym Hończarewskim, nastraszył bym się może tej podejrzliwości biednego żołnierza, który tu żyje w ciągłym niepokoju ducha.
— To nie ma gadania, rzekł mi, że ludzie złoto szczere; on anioł pochmurny, — ona anioł promienisty, młody planetami, mosanie... Ks. Ginwiłł święty, apostoł... no! i Doroszeńko poczciwy; ale nie ma dworu bez intryg... Naprzykład ja, komu tu co winien? komu w drogę wchodzę? cicho siedzę na mojej górce, a co mam zgryzoty z tą czeladzią, tylko Bóg jeden wie... no! a patrz że intrygi są... Panna Jamuntówna mnie cierpieć nie może, wiem to, że chodzi z donosami do pani... Zbrzeski by mnie w łyżce wody utopił, Hończarewski im służy, to mnie, bo to warjat... jeśli nie udaje warjata! Słowem męki cierpię czyscowe... Choć ty mi bądź wiernym przyjacielem, mój Jasiu... a pilnuj się i miej oko, żebyś sobie także nieprzyjaciół nie zrobił, bo życie przeklniesz...
Nasłuchawszy się pana Pulikowskiego, powróciłem do pałacu, i zaczynam się lepiej rozpatrywać w tem co mnie otacza. Zdaje mi się po dawnym bycie moim, że gdzieindziejbym już nie chciał żyć i inaczej — tak tu swobodnie i dobrze ludziom, tak ci drodzy chorążstwo pilnują, by u nich wszystkim było swobodnie i do syta. Ale na ich twarzach, choć sama pani szczebiocze i krząta się, uśmiecha i żartuje, znać głęboki nieuleczony smutek. Ten starzec przygarbiony i milczący w nieustannym ruchu, a tak rzadko otwierający usta, blady, zagłębiony w sobie, przykre robi wrażenie. Chciałoby się mu coś poradzić, okupić sobą pociechę dla niego, a na to podobno nie ma sposobu: nie widziałem jeszcze uśmiechu na jego ustach. Wieczorami przed kolacją i po niej wszyscy się zbierają do pokojów, i on zwykle przybywa także. Na wielkim okrągłym stole przed panią stawiają lampę, przynoszą książki i gazety, i albo pani chorążyna, która mimo wieku ma oczy i głos dobry, albo panna Jamuntówna, panna