Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piątrze; dodano mi kozaczka do usług, i jestem tu jakbym w rodzicielskim był domu. Nawet i to obrachowali i obmyślili, że w pierwszych dniach potrzebować będę zachęty, ośmielenia, pociechy, i tacy są dla mnie troskliwi, tak dla mnie serdeczni, że w ciągłej tylko żyję obawie, jak się im odwdzięczyć, jak okazać, że to uczuć umiem. Prosiłem o robotę, ale młody pan kazał mi czekać i rozglądać się jeszcze, a pan Doroszeńko z jego rozkazu wyliczył mi pięćset złotych na tymczasowe oporządzenie, bo się postrzegli, że bardzo koło mnie ubogo. Oprócz tego chorążyna sama kazała mi szyć koszule; a, żebym miał na czem wyjechać, stary, który nigdy prawie nie mówi, zbliżył się do mnie i lakonicznie mi powiedział:
— Jest tam koń dla waszeci, pilnujże go...
Podziękować sobie nie dał i poszedł.
Pobiegłem do stajni, gdzie mi zaraz koniuszy Pulikowski, podporucznik ułanów wysłużony, a jak on powiada, nasz także krewny, pokazał skarogniadego, przeznaczonego dla mnie z siodłem i całym moderunkiem.
Pulikowski taki poczciwy jak oni tu wszyscy, śmieszny trochę, podejrzliwy do zbytku, sam nie wiem jak na konia siąść może, bo otyły niezmiernie i nogi ma króciutkie, ale samą wagą soją jeśli nie siłą i zręcznością konia musi pokonać. Śmieją się tu z niego we dworze, że nieustannie mu się przywiduje, to że pod nim ktoś dołki kopie, to że mu ktoś szkodzi, że ktoś nań koso spojrzał, że go o coś posądzono, — ale go kochają, bo wart. Klnie okrutnie po żołniersku, impetyk, zdaje się, że ludzi porozbija i pokaleczy, a nikt się go nie boi, bo wiedzą, że to słomiany ogień, który buchnie tylko i zagaśnie. Ksiądz Ginwiłł, który ma wpływ na niego wielki, bo Pulikowski pobożny bardzo, ciągłym jest powiernikiem jego boleści, pocieszycielem i doradźcą, ale mu z głowy wybić nie potrafił ani podejrzliwości, ani tych impetów.
Kiedym przyszedł do stajni, uściskał mnie jako krewniaka, konia zalecił, zapewniając, że go sam wybrał, a potem poprowadził mnie z sobą do kwatery,