Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oficyny podobne... przed gankiem cała oranżerja, uliczki z drzew cytrynowych i pomarańczowych... trawy zielone jak aksamit postrzyżone.
— Ot, waść nic do rzeczy robisz — odezwał się po chwili rozmowy Doroszeńko do ojca, że się tam na chudym zagonie siedzieć upierasz. Ładnie to, że wolisz swoją pracą nabyty, niż łaskawy chleb cudzy, ależ przecie i tu byś się przydał, a nie jadłbyś go darmo. Już to co się tycze pana chorążego, znasz go i wiesz, że jak jest z kościami poczciwy, tak od niego trudno się co dopytać: milczy całe życie. Mówią że jeszcze od sejmu Grodzieńskiego na którym się znajdował, jak umilkł w czasie sesji milczenia, owej nocy pamiętnej, chyba gwałtem i z potrzeby co przemówi; no, ale chorążyna, która się wszystkiem za niego i za siebie trudni, nie raz ale sto razy mi to wspominała, że waćpaństwo powinni byście przenieść się do Borowej. Służba służbie nie równa; u takich ludzi sługa to przyjaciel i pomocnik... wierzaj mi... toć ich znasz.
— Ale ja w swojej chacie pan...
— No, ja w moim dworku — odparł Doroszeńko — co myślicie? Jak czasem nasi chorążstwo łaskawi mnie odwiedzić, choć to i chata i ziemia ich własna, tak się akomodują, jakby nie wiem gdzie byli w gościnie! Oni ludzi szanować umieją... no! no! — rzekł skręcając rozmowę, a z synem co robisz, panie Ignacy?
— Jeszcze nie wiem — odparł ojciec smutno — szkoły skończył, pójdzie pracować, właśniem się z wami chciał poradzić... Ale naprzód podziękujmy no państwu, że go na człowieka pokierowali.
Doroszeńko spojrzał na mnie z uśmiechem.
— No! to daję waści słowo, że my go tu już ztąd nie puścimy.
— A! niech Bóg uchowa! — zawołał ojciec — a do czegożby to było podobne! gotowem ztąd się zawrócić; myślicie że ja wam go narzucam?
— Niby to ja ciebie nie znam, stary tetryku, rozśmiał się rządca — bądź spokojny, ja tej myśli nie poddam, ale zobaczysz co powie chorążyna, co on, i co