Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

młody nasz pan...
— A jest i młody?
— Wszyscy są... my tu zawsze w domu siedzimy jak wiesz... czasem z Olesiem, (bo wiesz że tu inaczej młodego nie nazywają) na polowańko, trochę w sąsiedztwo, ot do Romanówki, albo tam gdzie i dalej, a reszta w domu; albo to nam tu źle?? Starzy świata nie lubią, młody także... ale poczciwego sąsiedztwa nie zapominamy, ani ono o nas; mało który dzień żebyśmy kogo nie mieli... kościół parafjalny w dziedzińcu.
Gdyśmy tak rozmawiali, postrzegłem sunącą się od alei figurkę mała, tłuściuchną, białą, w czarnej sukience; za nią szło z pięć albo i ze sześć psów. Był to mężczyzna podżyły i poważny, z brewiarzem pod pachą, w którym domyśliłem się ks. Ginwiłła, proboszcza tutejszego i kapelana, a naszego kuzyna także. Razem i głos sygnaturki kościelnej dał się słyszeć, oznajmiający, że czas był na mszę. Ksiądz zbliżył się do furtki i zastukał w nią mocno, a Doroszeńko przez okno na niego kiwnął, żeby zaszedł.
Jakoś i to wesoły człowiek, bo na progu ojca serdecznie przywitał uśmiechając się na widok jego.
— A ty tu hreczkosieju stary? ha! takeśmy cię złapali! ha!
Obrócił się do mnie.
— A to twój syn... — popatrzył mi bystro w oczy.
— Dobrze mu z nich patrzy, dobrze... — zawołał gdym go w rękę całował — roztropny a nie matacz... A umiesz do mszy służyć? — zapytał.
— Umiem.
— No, i choć pod wąsem nie powstydzisz się?
— A! niechże Pan Bóg broni, księże kanoniku — zawołał ojciec.
— Na początek więc... a tyś pierwszy raz tu? zapytał.
— Pierwszy, księże kanoniku.
— Na początek do kościoła pójdziemy, i panowie za mną! Patrzajcie, już się i najedli, rzekł spoglądając