Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja wam powiadam, że czasem i od waryatów czegoś nauczyć się można i trzeba.
Tu się uśmiechnął.
— Pamiętacie — dodał zupełnie już cicho — jak konfederaci barscy porwali króla jegomości? Nie było to głupio, tylko wykonanie myśli nie odpowiedziało. A gdybyśmy my zręczniej to wykonali? Ja za sukces ręczę: ludzi mam i ludzi dam. Jadącego do Łazienek w Alei Ujazdowskiej otoczymy i porwiemy. W naszych rękach będzie inny[1].
Milczenie głębokie zapanowało, gdy hrabia mówić przestał. Słuchający oglądali się jeden na drugiego. Hrabia śledził uczynione wrażenie.
Nie oponował nikt wprawdzie, lecz i przyzwolenia, ani oklasku myśl śmiała nie znalazła.
Mężczyzna w okularach zaczął powoli.
— Choćbyśmy na samą tę myśl zgodzić się mogli, wykonanie niesłychane trudne, niebezpieczeństwo wielkie, ryzyko straszne...
— Ale tym razem głowę daję — przerwał hrabia — że się uda. Ja w tem... Mam władzę, siłę, ludzi po temu, a chwilę potrafię wybrać, bo wiem, co się każdego dnia na dworze dzieje. Dyskutujmy założenie, egzekucyę ja biorę na siebie.
— Suponujemy więc — począł okularowy — iż rzecz się ma wykonać. Dalej co? Króla mamy tedy w ręku, ale cóż z nim?
— Z królem w ręku natychmiast konfederacya. Żywioły do niej gotowe.

— Ale gdzież n. pana myśli hrabia uprowa-

  1. Projekt ten jest historyczny.(Przyp. autora.)