Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królowéj, bardzo już na małem przestając, gdy wprzódy wysoko patrzyła... Zwał się Petit, tłusty, łysy, brzydki, ale bystry człek, — grosza sporo sobie tłustości szumując przyzbierał. Podobał sobie ją, choć wiedział kogo bierze, i do ołtarza idąc oświadczył, że brykać nie dopuści a twarde mięso zwykł bijać dopóki nie zmięknie.
Żyli potem z sobą podobno w zgodzie i dostatkach, choć drudzy twierdzili, że się jéj po bokach do stawało i bywało różnie. Bóg tam z niemi.
Byłem już na wsi gdy wieść doszła i do nas, że Conti z francuzami na okrętach wojennych przybył do Gdańska. Mówiono o wielu tysiącach rycerstwa..
Wszystko u nas zakipiało po staremu przeciwko rakuzkiemu elektowi i niemcom, — ruszali się panowie nie którzy, niepokoiła szlachta, ale nie było jéj komu prowadzić. Dowiedziałem się, że Wojewoda Kijowski pobiegł do Gdańska. Rozesłał ktoś okólni aby kto żyw, lub poena Perduelionis przy Contim stawał, a tuż drugie, idem, aby się nikt ruszyć nie ważył.
Przyleciał do mnie Morawiec we trzy konie, namawiając z sobą.
— Jedźmy!
Ochoty niemiałem najmniejszéj, ani ufności, aby co z tego dobrego wyrosnąć mogło, ale jak mnie zaczął molestować, namawiać, prosić, w końcu podedrwiewać żem ja już do niczego zaszkapiał, kazałem ludziom i koniom do podróży się sposobić, kupić nie kupić, potargować można.
Powiedziałem Morawcowi z góry.
— Do niczego ręki nie przyłożę, póki się nie przekonam, że tam siła jest i ład, bo darmo w kraju