Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowa tłum się gości począł zjeżdżać z powinszowaniem i urodzin i rocznicy. Nie wszystkich do niego dopuszczano — bo go rozmowa i przyjmowanie pustych komplementów męczyło. Czuł się osłabionym, ale umysł miał pogodny i okazywał się wesół.
Dopytywał przybywających z Warszawy ciągle.
— A co tam w mieście? co słychać?
Odpowiadano mu że się wszyscy modlą, panu Bogu dziękując i prosząc go o utrzymanie ukochanego Monarchy w zdrowiu i długiem życiu.
Rozpytywał niektórych o procesje, o celebrujących i t. p. Ksiądz Vota potem mszę świętą w pokoju odprawił, któréj król słuchał z wielkiem skupieniem ducha — skarżąc się tylko że nie mógł komunikować, bo nie był już na czczo.
Chodził po troszę po pokojach — przyjmując przybywających i zabawiając się więcéj słuchaniem rozmów, niż żywym w nich udziałem. Tak cały dzień jakoś szczęśliwie przeszedł, a Janasz i O’Connor obserwowali iż jadł z apetytem.
Wieczorem jak zazwyczaj zeszli się ci, z któremi zabawiać się lubił i około łóżka zasiedli. Tymczasem królowa tłumnie zgromadzonych panów Senatorów przyjmowała wraz z ojcem kardynałem d’Arquien, w paradnych apartamentach — a że im nie żałowano wina, hałaśliwie też dość sprawiali się — tak że do nas vivaty podczas dochodziły, król się uśmiechał, bo oszustwa nie znosił.
Siedzieli przy nim ks. biskup Załuski, ks. Polignac O. Vota i trochę domowników było blizko. Rozmowa się zdawała toczyć obojętnie. Nadeszła królowa dowiedzieć się co się tu działo. Spojrzał na nią jakoś