Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczyma memi oglądałem!! A i o królu samym i o wodzach naszych co tu opowiadano, uszy więdły. Jam z sobą wiózł największe uwielbienie dla pana, u którego boku ciągle będąc, słuchając go — nigdym tak wielkim nie widział, tu zaś inwidja, ślepota i łatwowierność w innem go świetle stawiły... Niemal na każdym kroku rozprawiać się przyszło z niechętnemi.
Zwłaszcza w tych rodzinach, które potraciły swoich w potyczkach, przeciwko ambicji królewskiéj, któréj on wszystko sakryfikował sarkano... Drudzy niepomierną pożądliwością łupów tłumaczyli iż zamiast wprost z pod Wiednia zawrócić do Polski, niewdzięczności doświadczywszy — szliśmy daléj tak się narażając jako pierwszego dnia pod Parkanami.
Na samym wstępie Szaniawski mi oznajmił że i Boncourową w Krakowie znajdę, abym się lepiéj nie nastręczał jéj, bo na łup pewnie z pod Wiednia czyhać będzie i obedrze mnie bez litości. A jam wistocie tego łupu tyle tylko miał com go kupił po ciurach, bo sam nie tknąłem nic... Ledwie tyle się znalazło w sakwach co na obdzielenie rodziny i przyjaciół bardzo skromne starczyło.
Szaniawskiemu dostał się pas nie szpetny w Parkanach nabyty — i tym się kontentować musiał. Ja dla siebie jedną szablę pięknie oprawną zachowałem.
A że mi moja Felisia w istocie trochę z serca wywietrzała, niebardzom jéj szukał, mając zamiar koniom wypocząwszy i ludziom, natychmiast się puścić w drogę tak abym najpóźniéj na złamanie opłatka do stóp dobrodziejki mógł pośpieszyć. Aż tu jednego ranka, gdym do P. Marji na ranną mszę się wybrał, spotykam w rynku podle kamienicy, w któréj część dworu