Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie po wszystkiem — koni niewiem wiele, ale z tych się już rozeszło na podarki bodaj połowa.
Chodziła po obozie pogłoska że Miączyński w pierwszych dniach po ciurach i czeladzi nabywając, czy też namiot taki szczęśliwy natrafiwszy, bardzo się zapomógł w kosztowności wielkiéj ceny. Wiem że go król o to pytał przez ciekawość, chcąc oglądać, lecz nie mieszkając już wszystko było przy dozorze pewnych ludzi na Wołyń wyprawione. Miączyński zaś tylko do jednego pasa diamentowego się przyznawał, który u chłopaka miał kupić za parę talarów.
Pieniędzy gotowych, owego skarbu, o którym wiele prawiono, nikt na oczy nie widział. Ten albo w pierwszéj chwili rozerwali ci co do niego dopadli, albo wszyscy ludzie zabrali, ale myśmy go nie dostali, ani nawet ów locus ubi Troja fuit oglądać się nam dał...
Twierdze przez turków dotąd trzymane królowi animuszu wielkiego dodały, tak że i niewdzięczności i zawodów doznanych zapomniał, cały gorączką tą przejęty, jakby je najrychléj szedł zdobywać. Siedem mil ztąd do Jaworzyna pojechał go oglądać zawczasu, nie lutując fatygi — taki w niego młody duch znowu wstąpił. Nieznużony, niezmordowany, nieustannie czynny, że człowiek patrząc na niego wistocie sobie przypomina co słyszał o tych specjalnych gratiae status, które Bóg ludziom powołanym zsyła. Wierzę w to iż mu łaskę swą szczególną znał na tę wyprawę, bo pospolitą ludzką siłą, w jego wieku na to starczyć — niemożliwą było rzeczą.
Król ztąd do Krakowa niektóre zdobyte osobliwości przez niejakiego Zdżańskiego wyprawił, przyczem i więźniów tureckich kilku, którzy potem han-