Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

my o Bawarskim, dwu Neuburgskich, Hanowerskim, Anhalt i innych — których imion nie pochwytałem. Oprócz tego ochotnika niby krzyżowców, różnych narodowości, chciwych boju pod takim wodzem, kawalerów siła było... którzy po różnych oddziałach się rozmieszczali.
Książe Saski z wielkiem podziwieniem kawalera Maligny, ciągle w swéj czerwonéj przepłowiałéj sukni, obok naszego pana objeżdżał wojska, niby ze dworu jego ktoś, niepodobny wcale do panującego.
Na koniu u rzędzika srebra ledwo dojrzeć było, paziów ani lokajów przy nim żadnych, namieciska z prostego cwilichu.. Asystencja przy nim sami oficerowie, brzuchatych dosyć i twarze tęgo rumiane.
Języka prawie codzień dostawaliśmy, który na jedno się wszystek godził, że w obozie tureckim o przybywaniu króla naszego nie wiedziano, albo raczéj wierzyć na żaden sposób nie chciano. Podjazdy nasze powracające powiadały, że dział strzelania pod murami srogiego nie słychać, z muszkietów tylko ognia dają, i pono miny kopią — a Czarny Mustafa nie rad miasta szturmem brać dla łupu, bo grabieży przy zdobyciu gwałtownem nie uniknąć, a jemu się chce owe skarby niezmierne, jakich się w Wiedniu spodziewa — samemu zagarnąć. Ztąd ta jego powolność i zwłoki, czemu król rad był, bo się niczego więcéj nie obawiał nad to, jak żeby bez nas się obeszli i nas kto nie uprzedził.
Widziemy teraz że strach ten był płonny, bo gdyby nie odsiecz, Wiedeń by się poddać musiał.
Tak dalece w króla tu nie wierzono i nie spodziewano się go, że poseł od Tekelego, który do Lota-