Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Początki naszego ciągnienia, nie mogę inaczéj powiedzieć, bardzo się przyjemnie zwiastowały, — gorąco chociaż znaczne do wytrzymania było, pogoda piękna, kraj się nam wydał wesół, żyzny, obfity, ludność przyjazna i uprzejma.
W Raciborzu którędy do Opawy wyciągnęli graf jakiś przyjmował pana naszego, ale kosztem cesarza, chociaż u siebie.. Sama pani z licznem gronem dam zabawiała też króla, który w karty z niemi grać musiał, nim do stołu podano. Na podziw wszyscy pełni byli wdzięczności i poszanowania, a nawet lud witał błogosławiąc posiłki... przyjmowano nas obficie ugaszczając i jak niemożna lepiéj.
Króla tu już szłyszałem mówiącego, że musi pospieszyć, bo się lęka aby turcy nie odstąpili od Wiednia i zwycieztwa nam spodziewanego z rąk nie wydarli. Koniecznie przed początkiem Septembris chciał stanąć pod Wiedniem...
Pochód ten gdyby już zwycięzki wesoły był i wszystko szło jak z płatka.
W Raciborzu nakarmiono nas i napojono obficie, potem pod Opawą, znowu panie różne niemkinie, choć król w stodole się prostéj zatrzymał, przyszły mu się przypatrywać i dziękować... Opawę bardzo piękne miasteczko tylkośmy przejechali nie zatrzymując się w niem.
Drugiego dnia z noclegu o dobrą milę za miastem, bardzo pięknym krajem ujechawszy godzin parę, poczęły się góry morawskie.
Niemogę inaczéj powiedzieć tylko że dla oazów naszych, do podobnych widoków nie nawykłych, droga w górach powabną była, ale dla koni i wozów, żal