Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostaw to mnie.
— Jak ja mam postąpić?
— Ja waćpanu powiem, — poczęła podczaszyna — przygotuj się asindziej do prezentów... dziecko lubi błyskotki... trzeba je brylantami osadzić...
— Osypię! — krzyknął wojewoda. — Jeśli do domu się po nie dostać będzie trudno — pojadę do złotników wrocławskich, kupię, co mają...
Tak się rozstrzygnął los wojewody i pięknej Jadwisi, która nic o tem nie wiedziała.
Co do Medarda Pełki, poprzysięgłego rycerza podczaszanki... o którym matka coś nawet wiedzieć lub choć domyśleć się mogła — nie wchodził on bynajmniej w rachubę. W sercu Jadwisi zajmował wprawdzie zaszczytne stanowisko pierwszego jej wielbiciela i wiekuistego sługi, lecz wedle jej pojęć, w niczem ją to bynajmniej nie obowiązywało. Mogła sercem i sobą doskonale a swobodnie rozporządzać — a winną była tylko rycerzowi uśmiech — jeśliby nań męstwem zasłużył... i może, może — drugą świeższą niebieską kokardę.
Jadwisi szło o wielką świetność, oklaski, kadzidła... i — dotąd więcej nic. Chciała królować gdzieś na dworze, być sławioną z wdzięków, zyskiwać serca, obudzać jak najwięcej uwielbień i cieszyć się triumfy. Szło jej o to, by miała zawsze jak najpiękniejsze suknie, jak najdroższe klejnoty, dwór, sługi.. i mnóstwo pieniędzy...
Troskliwa matka wychowała ją tak, aby jej szczęście zapewnić, żadnego w niej nie obudziła uczucia, wyjąwszy przywiązania i wiary w siebie.
Po zawartej umowie z wojewodą, którą trzeba sobie obliczyć na nasz dzisiejszy pieniądz i na wartość jego ówczesną, aby wielkość tych ofiar starego wdowca ocenić — matka z przebiegłością największą przystąpiła do dzieła. Zaczęła z dziewczęciem, co nigdy się nie trafiało, mówić