Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o panu wojewodzie, i zaszczyciła ją po raz pierwszy otwartem przyznaniem, że wojewoda w niej zakochany...
Dziewczę aż urosło w oczach własnych... Czuła, że przestała naprawdę być dziecięciem, gdy matka nawet uznawała w niej osobę dojrzałą... Już za to samo niezmierną wdzięczność czuła dla wojewody...
— Nie jest bardzo młody, — mówiła matka — ale wygląda jeszcze wcale przyjemnie, miły, grzeczny, i serce ma czułe...
— Jakże ja mam się znajdować względem niego? — spytała, niezmiernie ożywiona, Jadwisia — jak się mamie zdaje?
Można sobie wyobrazić dumę dziecięcia i radość, gdy usłyszało z ust matki:
— Nie masz potrzeby zmieniać postępowania, owszem, niech się kocha... Znajdowałaś się dobrze, podobałaś mu się, jak jesteś... ufam, że będziesz miała rozum... i...
— I co? — zapytała Jadwisia.
— I że go nie zrazisz niczem...
— A potem? — pytało ciekawe dziewczę...
Matka niby nie dosłyszała, niby nie wiedziała co odpowiedzieć i zaczęła zamyślona, jakby o czem innem:
— Wojewoda jest magnat, ma piękny tytuł, ma szerokie włości, myśmy niebogate... dobraby była partja z wojewody...
Jadwisia, która nie marzyła nawet, ażeby tak rychło o tym uroczystym akcie oswobadzającym niewiastę, jakim jest małżeństwo, mowa być mogła — uczuła się znowu podniesioną i dumną. Coraz mocniej przekonywała się, że ten wysoki próg, dzielący dzieciństwo od młodości, przestąpiła.... Mogła nawet już pójść zamąż!
Tego dnia nie mówiono nic więcej. Nazajutrz wojewoda przywiózł przepyszne zausznice szmaragdowe i prosił o pozwolenie ofiarowania ich pannie podczaszance, na znak niezmiennego afektu i konsyderacji.