Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Medard oczy podniósł zaiskrzone.
— Mnie się zdaje, — odparł — że na wielkie szczęście nie żal też trochę przykrości przypłacić... boć to nie co innego, jak trefny żart pani pisarzowej.
— O! bardzo przepraszam — przerwała, odwracając się, cała zapłomieniona Jadwiga — ja nie żartuję nigdy.
— Słyszysz waszmość? — rzekł pisarz.
— Afektu, gdy go niemasz, nie kłamię — dodała Jadwiga.
— A gdy go waćpani uczujesz, nie taisz! — odezwał się Pac.
— Zapewne, że tak jest...
— I w tym razie... nie utaiłaś go waćpani dla pana Pełki, — dodał, unosząc się nieco, pisarz — któremu tego winszuję... Przecież jako mąż radować się nie mogę.
— Panie pisarzu, — począł skłopotany nad wyraz Pełka — zaprawdę za daleko idziemy...
— Tak daleko, — rzekł Pac — iż dalipan sam nie wiem, na czem się to skończyć może.
Jadwiga zboku się im przypatrywała, i znać było, że ją ta niespodziana scena zajęła mocno... Pac stał, mitygując się, lecz podrażniony widocznie i cały drżący; Pełka nie ustępował, lękając się żonę mu na pastwę zostawić.
— Jam tu pono wszystkiego tego nieporozumienia przyczyną, — odezwał się po namyśle — jedynym więc końcem, gdy państwa pisarzostwa pożegnam i usunę się...
— Nie idź pan! — rozkazująco zawołała Jadwiga, której też krew do twarzy się rzuciła — nie pozwalam!
Pac się odwrócił zdziwiony, ale milczący.
— A gdybym ja był przeciwnego zdania, — odezwał się — cóżby tu tedy pięknemu rycerzowi zostawało do wyboru?
Pełce serce bić zaczęło i ręce drżeć.
— Nie spodziewam się, — zawołał — abyś pan pisarz chciał mnie stawić w tak przykrej sy-