Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Smutnaż to rzecz — odezwał się Pełka — taka sława, gdy szczęścia niema...
Na te wyrazy wszedł pan pisarz, wracający z przyjęcia, mierząc dosyć posępnem wejrzeniem rycerza, który mu się snadź już wydał pono za częstym gościem...
Pisarzowa zapragnęła to wytłumaczyć.
— Prosiłam — rzekła — pana Pełkę, aby mi towarzyszył, boście mnie wszyscy opuścili dla tego Sobieskiego. Śliczna rzecz przy kolebce nie mieć nikogo i żadnej atencji. Chciałam się też bliżej przypatrzyć rycerzowi, bo przyznam się, że ten strój wolę, niż wasz, choć mówicie, że tak pół świata chodzi...
Pisarz, nie chcąc być niegrzecznym, zmilczał..
— Bardzo mi przykro, — szepnął po chwili — żem nie miał szczęścia pani pisarzowej dobrodziejce się podobać — ale na to rady niema...
— Przejrzyjże się w zwierciadle, żeś podobniejszy do komedjanta, niż do mężczyzny, do żołnierza, a ja — nie taję się, że tylko rycerzy lubię!
Pac poczynał się coraz mocniej chmurzyć, lecz trzymał na wodzy.
— Szkoda, żeś waćpani nie wybrała sobie jednego z nich za małżonka...
— Zapewne, że szkoda! — śmiejąc się, zawołała Jadwiga — ale niema co żałować, czego nie można przerobić!
Pełka stał jak na żarzących węglach, niedobrze wiedząc, co począć z sobą...
Pisarz, oparłszy rękę o stół, na który rzucił kapelusz, rozglądał się po pokoju. Jadwiga po nim chodziła, Medard misiurkę trzymał i patrzał na aksamitne dno, jakby w niem co czytał.
Wcale niezręcznie Pac starał się rozmowę odwrócić. Uśmiechnął się szydersko.
— Nieprawdaż, — rzekł, — iż waszmość musisz sobie w duchu winszować, iż mu Bóg małżonki nie dał?... Takiemi to nas słodyczami karmią drogie połowice nasze!