Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pięć palców. Idę z wami, ino ludzi zbierzcie... trzeba niewinnego człeka od śmierci ratować.
— Panie, aby tylko czasu nie tracić — dodał Gabryk — i nie przybyć za późno...
Zrobiła się tedy na dworze chryja ogromna, bo Rożański za rodzonego brata nie stałby goręcej. Sześciu ludzi pobiegło po dworach sąsiednich, a tu już natychmiast sztyftowano czeladź i zbrojono, zbierano konie i oręż z lamusów... Wacek naradził się z Wielikańcem, który świadom był bardzo dróg i krajów.
Musieli wtargnąć w cesarskie państwo, a no, spodziewali się, że nim się o tem wieść rozejdzie, nim się zbierze siła jaka, nim pogoń pójdzie, będą mogli i na zamek wtargnąć, i uwolnić Pełkę, i powrócić. Nie były takie napady bezprzykładnemi.
Rożański się tylko jednego obawiał, aby nie przybyć za późno.
Do wieczora obwołana szlachta z czem kto mógł i miał poprzybywała, zebrał się oddział ludzi sześćdziesięciu, dobrze zbrojnych, śmiałych, doświadczonych, i ochoczych. Gabryk, wziąwszy na stronę Rożańskiego, oświadczył mu, że gdyby pieniędzy brakło, trzos ma pański na sobie. Nigdy u szlachcica nadto ich nie bywało, zdało się więc to bardzo, bo już Wacek do żydów miał posyłać... i tak do rana gotowe było wszystko, iż o brzasku wyciągnąć mogli. Wielikańcowi chętnie oddano dowództwo nad oddziałem.
W żywność musiano się zaopatrzyć, gdyż dla ukrycia pochodu trzeba było wielkich traktów unikać, lasami i pustemi okolicami się przedzierać, a począwszy od granicy, nie budzić licha, ażeby wpaść na zamek, nie dając się mu do obrony gotować.
— Chybaby Bóg niełaskaw był, — mówił Wielikaniec — żebyśmy, do wrót zaszturmowawszy, nocą nie wzięli zamku odrazu... Na