Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poznania się zmienił, buta w niego wstąpiła taka, jakby sobie za długą ową pokorę chciał wynagrodzić. Już mu tam wszyscy z drogi i gospody ustępować musieli, a klął tyle przynajmniej, co się modlił. Osobliwa to była natura, wszystkiemu ludzkiemu nieposłuszna, a Bożemu uległa pokornie. Modlił się do łez krwawych, w godzinę potem gotów był o wrota do karczmy się pobić i o słowo wyzwać na rękę. Grzeszył co krok, a bił się w piersi aż tętniało i krzyżem leżał, i wstawał wesół, bo mu się zdało, że Panu Bogu gotowizną zaraz za długi spłacał.
Żadnego krzyża nie pominął bez zdjęcia czapki i modlitwy, a żadnej też okazyjki do rozpusty prawie szalonej.
Ze wszystkiego znać było naturę bujną, silną, niepohamowaną, którą tylko głęboka wiara ratowała od zupełnego rozpasania. A że długi czas suknia pielgrzymia i ślub zmuszały go do walki z sobą i pokorą, teraz jak z zamkniętego długo kotła buchała para z siłą podwójną. Gabryk rad był, że takiego złapał, który się niczego nie lękał.
W rozmowie z nim ów pątnik tak się przejął sprawą Pełki, jakby swą własną, i gdy przybyli do Rożańskiego, nie potrzebował Gabryk prawie ust otworzyć.
Wypadł Wacek do nich... spostrzegłszy sługę Pełki z nieznajomym człowiekiem, nastraszony, — a przeraził się bardziej jeszcze, gdy posłyszał o całej sprawie. Schwycił się za głowę... co tu poczynać?
— Ja się najprzód panu a bratu przedstawić muszę, — rzekł przybyły — „cum omni formalitate“, bo tu w maszkarze chodzić już nie potrzebuję. Jestem Jakób Wielikaniec, z Wielkopolski od Szamotuł... Musieliście słyszeć, miałem to nieszczęście, żem brata ubił.. za com, pielgrzymując, pokutował i sumienie oczyścił... Spotkałem tego oto poczciwego sługę przypadkiem, a biorę sprawę do serca, choć obcy. Na zamku u tego djabła odpoczywałem, więc go znam, jak moje