Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tuż obok ciasna, przyległa komórka zawierała przyrządy turturowe, ławę, sznury, obcęgi, żelaza, śruby, łoże, na których wyciągano nieszczęśliwych... Tu było dawno wygasłe ognisko, w którem rozpalono żelazo i gotowano ukrop... Wszystko to dawno snadź używane nie było, rdza okrywała żelastwo, pył drzewo, naczynia leżały porozbijane, ale jakby wczoraj jeszcze winowajcę stąd wyniesiono... W sądowej izbie walały się protokóła podarte... Plamy na kamiennej podłodze wyglądały jak ślady przyschłe i zczerniałe krwi, która z ran się sączyła.
Przerażała ta pustka, w której jedyną pociechą był wielki rzeźbiony Chrystus na krzyżu czarnym, wiszący nad stołem sędziowskim. Kolosalna ta postać, która miała przypominać Boga miłosierdzia, była rzeczywiście przerażająca wyrazem boleści i tortury konającego na krzyżu; krwawe plamy na białem ciele, cierniowy wieniec wbity w czoło, włosy, które dodano do rzeźby, dziś pyłem okryte i zlepione, składały obraz dziki i przejmujący... Pełka spojrzał i wzdrygnął się prawie... ze strachu... Biała twarz Ukrzyżowanego, spuszczona wdół, wyrażała tylko poddanie się męczarni.
Nie mogąc spuścić z niej oka, Pełka przysiadł na ławie. Jakkolwiek straszne, więzienie to, po owym grobie kośćmi zasianym, było jeszcze prawie wesołe... Cienie, przesuwające się przed oknami, świadczyły o życiu... Tam panowała grobowa cisza i milcząca śmierć.
Światło wpadało ukośne, blade a szare, ale i ono zdawało się ożywione więźniowi, który dusił się przez noc w ciemnościach.
Długi czas upłynął, nim znowu otwarły się drzwi, i ostrożna ręka stróża wsunęła żywo przez nie miskę, na której był chleb, butelka i trochę jakiejś strawy. Głód zmusił Medarda rzucić się najprzód do chleba.
Odzyskał sił trochę i trochę nadziei, bo dotrzymanie słowa przez stróża ubezpieczało na