Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! nie! zawołał Jakób.
— Przysięgniecie mi na to?
— Poprzysięgam wam to na imie Boga naszego, rzekł Jakób.
— Więc ktoś litościwy was przysyła?
— Dość że nie on, ale kto? powiedzieć nie mam prawa... ktoś bardzo was bliski, nie pytajcie mnie o imie jego. Zawierzcie mi, bądź spokojną... Znajdę wam dom cichy, ustronny i troskliwą opiekę.
— A! żadnéj opieki; ja samą być chcę... samą... ja nikogo nie przyjmę...
— Jak się wam podoba, ale musicie zmienić to nędzne mieszkanie, pozwólcie bym wam dostarczył na wasze potrzeby.
Lija zamyśliła się głęboko.
— Bóg jest litościwy, rzekła, ale ludzie są źli... Ja nie wiem czy mi gdzie z nieszczęściem mojém lepiéj będzie jak tu ukrytéj wśród ciszy i zapomnienia... Nikt mnie nie widzi, nie pyta... tam ciekawi... ja nie chcę...
— Bądźcie spokojni, obmyślę wszystko, potrafię wyszukać równie ukryty i cichy ale wygodniejszy kątek... sługę zaufaną...
— Bóg litościwy, odezwała się Lija powtóre i łzy potoczyły się po pięknéj jéj twarzy, przyklę-