Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja nie chcę, ja nie chcę niczyich pieniędzy! dumnie odparło dziewczę, ja nie żądam jałmużny... ja na siebie zapracuję, i na niego zapracuję....
Wskazała kolebkę.
Ja nie mogę nic przyjąć!
— Zważcie że tu nie o was samych, ale o życie dziecka chodzić może, przerwał Jakób. Widzicie... ono jest mizerne, ono cierpi... wasza praca i troska mu szkodzi....
— A na cóż mu życie? spytała cicho a smutnie Lija, a na co mu życie? żeby z moją sromotą na czole chodziło pomiędzy ludźmi? Dla mnie ono pokarmem i pociechą... ale jemu lepiejby było, o! lepiéj...
Łkanie jéj mowę przerwało.
— Nie godzi się rozpaczać i wątpić o Bogu, rzekł Jakób, dotknął was nieszczęściem przez złego człowieka, ale...
— A! tak, przerwała Lija, przez bardzo złego człowieka.... A jam mu tak wierzyła! a jam go tak kochała!
I załamała ręce.
— Wszak prawda, zawołała nagle, wyście go nazwali złym człowiekiem? wy, broń Boże, nie przychodzicie od niego?