Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szkadzającą do niczego; najczęściéj zajętą była po za salonem, a w salonie na pół głuchą. Sofronow był w uniesieniu.
— Pani, rzekł po kilku tygodniach preludyów siadając raz przy Muzie — niech mi pani daruje, że ją dziś nieco utrudzę za poważną może rozmową.
— O! czyż pan mnie masz za tak lekką?
— Nie, ale gdyby nie konieczność miałbym sobie sam do wyrzucenia, że zamiast mówić o tem co z serca płynie, zamiast patrzeć w te czarowne oczy, będę mówił co głowa podyktuje.
Proszę pani, dodał po chwili, sądzę że panie mieć pewien wpływ na kraj możecie. Czemu się nie staracie oddziaływać nań? Rewolucya gotuje się widocznie, Polska idzie do zguby. My tu jesteśmy, mimo sił jakiemi rozporządzamy, prawdziwie obcy, nie rozumiemy kraju, czynnie nań działać niepodobna. Czemubyście nam nie pomogły?
— My? kobiety?
— Ale kobiety w Polsce grają przeważną rolę, mięszacie się przecie do manifestacyi.
— O! to ten... motłoch! wzgardliwie odparła Muza, to tłum a nie kobiety lepszego towarzystwa.
— Zgoda, ale wyższe towarzystwa winno też mieć swe przekonania i manifestować je.