Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

porzucił, jam się jéj wyrzec musiał, odtrącić, aby u jednego stołu nie siadała z czystém dzieckiem mojém. — Ona się wala w nędzy, odepchnięta, gdy ja... tysiące składam w skrzynie, a dać jéj na chleb nie mogę... Z krwi mojéj Mamser! o wstydzie i hańbo... Za cóż mnie Bóg tak ukarał?
Dawid był żonaty, jest żonaty, a nikt nie wiedział o tém!
Widzieliście Liją gdy byliście u mnie, widzieliście to dziecko niewinne które złego nie przeczuwało nawet, a zdrady się nie domyślało. Była piękną jako dzień, a stała się czarną jak piekło i nędzną jak najostateczniejszy żebrak... A co ją czeka?
Stary począł toczące się łzy ocierać i pochwycił się za siwe włosy z rozpaczą.
— A! wy jesteście uczciwym człowiekiem, dodał, ratujcie mnie, pomóżcie mi; ja ojciec nie mogę wyciągnąć ręki do dziecka upadłego, téj ręki którą czyste całuje... a mnie się serce krwawi, a nie ma ktoby mi pomógł!
— Zrobię co tylko każecie, przerwał Jakób, ale gdzież ta nieszczęśliwa?
— Tu, zawołał starzec z wysiłkiem, tu jest, ale ani ona o mnie, ani ja o niéj wiedzieć nie