Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wa, żywioły których ani zużytkujecie, ani zawładnąć niemi nie potraficie.
Iwaś zakąsił wargi.
— Dość tego, rzekł, tyś zimny jak lód, tyś egoista i tchórz... bądź zdrów... Cokolwiek cię spotka, umywam ręce.
— Dobrze, odparł Jakób, czyń co ci każe twe przekonanie, lecz w chwili gdy się tak nieprzyjaźnie rozstajemy z sobą, Iwasiu, podaj mi dłoń gorącą, pożegnajmy się jeszcze po staremu... będzie co Bóg da!
Iwaś się zawahał.
— Nie, rzekł, od téj chwili przyjacielem twym nie jestem, będę wrogiem.
— Iwas! ty szalejesz! na miłość Bożą.
— Cały należę do sprawy, nie ma dla mnie przyjaciół, bądź zdrów...
— Słowo jeszcze...
— Ani słowa! dajesz pieniądze?
— Nie mogę.
— Więc dla kraju nie chcesz poświęcić przekonań?
— Ani dla kraju, ani dla niczego w świecie się ich nie poświęca — nigdy! odparł surowo Jakób. Mogę się poświęcić do tyla tylko że z założonemi