Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gorący, do czynu bojaźliwi... Dla nich czas nigdy nie przyjdzie, ich spiski rozwiązują się mikołajowskiem: Na kolana, łajdaki! — Pół tysiąca lat jeszcze zostaną tém czém są. — Gorzéj, ja Gromowa posądzam że jest agentem.
Jakób rozśmiał się ruszając ramionami.
— Wielce podejrzana figura.
— Ale to co mówi jest nacechowaném znajomością położenia.
— Ty wiesz że my się rozumowaniom wszelkim bronim zatykając uszy. — Rozum! rachuba! to u nas nie ma miejsca... to nie nasze są żywioły... Nam potrzeba szału, szałem tylko możemy się dźwignąć... Pójdziemy przeciwko milionom z kijmi w ręku i wierzym że je pokonać musimy.
Jakób zamilkł.
— Wyście bohaterowie, zawołał po chwili, wierzę wam, wielbię was, ale policzcież się! wielu was takich jest?
— Trzech czy milion! to mi wszystko jedno, za nami pójść muszą tłumy.
— O! nie znacie ludzi — pójdzie garstka za wami, ale garstka tylko, a wśród niéj jeszcze będą ci co są wszędzie gdzie zamęt, gdzie nieład i wrza-