Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rękami patrzeć będę na to co większość postanowi i uczyni, ale robić przeciw przekonaniu — nigdy.
Iwaś choć ogarnięty szałem był przecież poczciwym chłopcem, w progu już serce mu zadrgało, poczuł politowanie i szacunek, odwrócił się.
— Nie, nie, rzekł, bądź co bądź, jesteś uczciwym człowiekiem, szanuję cię. — Daj mi rękę — uściskajmy się.
I rzucił się w objęcia Jakóba, który był mocno wzruszony.
— Ale jeśli jutro każą mi cię zabić, dodał Iwaś po cichu, przyjdę i z zimną krwią nóż ci w piersiach utopię... Ojczyzna przedewszystkiém.
— Ja także ten ślepy twój heroizm umiem szanować, zawołał Jakób, ale go nie podzielam... Stanie się z nami obu co napisano w księdze przeznaczeń. Straszne czasy! o strasznaż niowola i ucisk, które do takich porywów, uczuć i czynów przygotowują! Straszna będzie odpowiedzialność na sądzie Bożym tych rządów, które do takiéj rozpaczy i zapomnienia przywodzą!

Zamilkli, Iwaś ze łzą w oku wyszedł[1]. Na-

  1. All is true; staramy się tylko prawdę jak ją widzieliśmy malować; — ta scena cała jest więcéj niż prawdziwą, jest historyczną. P. A.