Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kłopoty sąsiadki, a Anglia i Francya poprą nas niechybnie...
— Czekaj, przerwał Jakób, rozbierajmy pojedyńczo.
— Ani chcę ani umiem rozumować z uporem, krzyknął Iwaś, nie masz wiary to ci jéj nie dam, ty mi mojéj nie odbieraj... Nie chcę słuchać, dajesz pieniądze czy nie?
— Na rewolucyą? — nie.
— A gdy się ona stanie czynem i wszyscy pójdą z nią?
Jakób smutnie spuścił głowę.
— Wszyscy, nigdy, rzekł, ale gdy się spełni to co ja uważam za zgubę dla kraju — oddam co mogę i pójdę... Poświęcić się potrafię, z boleścią tylko bo to ofiara — daremna.
— O to się nie frasuj... Ale Jakóbie mój, my potrzebujemy pieniędzy dziś, zaraz — ty nam je dać musisz.
— Nie mogę.
— Jestem i byłem twoim przyjacielem i obrońcą, podchwycił Iwaś, ale przedewszystkiém jam rewolucyonista, na środki się nie oglądam. Wiesz co cię czeka jeśli odmówisz? Może śmierć, a niechybnie plama...