Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

C’est abominable! dodała Baronowa.
— Państwo jedziecie do Genui? spytała Muza Jakóba.
— Tak pani, ale nie dziś jeszcze....
— My musimy tam być przed wieczorem... jedziemy dziś na teatr, ciekawa rzecz jak tu na prowincyi śpiewają.
Zaczęto powoli ruszać się od stołu, Muza odciągnęła na bok dawną przyjaciółkę, aby z nią trochę pomówić sam na sam.... Baron podał parę cygar Jakóbowi, a nawet Henrykowi, ale mówić o czém nie miał, nie chciał czy nie raczył... Pilno mu było wyrwać się z tego ukropu który go parzył ze stron wszystkich... Henryk siedział a siedział na złość. Gromow z cyganem zeszli się na osobną pogadankę i gwarzyli.
— A! kochana Tildo? spytała Baronowa odprowadzając ją w ciemny labirynt groty, jestżeś szczęśliwą?
— A! nad wyraz wszelki... szczęśliwą o ile człowiek być może.... Moje życie zatruwa tylko wspomnienie ogólnych nieszczęść kraju... myśmy wygnańcy... co krok spotykamy nieszczęśliwych braci... znajomych, ziomków.
— A! moja droga, obojętnie rzekła Baronowa,