Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podróż po kraju niełatwą była w téj chwili, gdy rozpoczynająca się walka powstańcza rzuciła w pole kozactwo rade łupieży, a żołdakom w ogóle otworzyła bezkarnie wrota... na wszelakie bezprawia... Wolniejsi może nieco od napaści byli Izraelici, choć ostrożnemi być musieli, bo na nich szczuło łakomstwo... domyślając się przy każdym żydzie choć trochę pieniędzy. Szczęśliwie jakoś, mimo rozstawionych po gościńcu placówek udało się Jakóbowi dostać do pierwszéj stacyi, gdzie pożegnawszy swojego milczącego przewodnika ruszył pocztową bryczką do miasteczka... Kraj był pusty, smutniejszy niż kiedy; cienie przelękłych wieśniaków snuły się po nim, oglądając na obie strony, bo od obu cierpieć mogły, a zwycięzkiéj służyć za narzędzie do nękania i postrachu.
Na drodze do mieściny małéj, położonéj na ustroniu, nie spotkał wszakże Jakób prawie nikogo, oprócz kilku pędzących w różnych kierunkach bry-