Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Od dawna bardzo kraj w którym spędził młodsze swe lata porzuciwszy, porwany wirem pracy i marzeń, Jakób zerwał był prawie z pozostałą tam rodziną. Parę razy w rok tylko odbierał błogosławieństwo staréj matki, wiadomość od sióstr i brata przyrodniego, któremu o ile mógł pomagał.
Pomimo ogromnego rozstępu jaki wychowanie między nim a rodziną uczyniło, pamięć jéj była mu drogą; pojmował dobrze swoje względem niéj obowiązki i pełnił je gorliwie a z serca. W ostatnich czasach z powodu utrudnionych w kraju stosunków, dłużéj niż zwykle nie miał Jakób wiadomości od matki i niepokoił się milczeniem familii — gdy jednego dnia, wracając do swojego mieszkania, został w przedpokoju przez służącego ostrzeżony, że jakaś staruszka, dziwnie uparta, przyszła przed półgodziną i mimo zaręczeń że pana w domu nie było, postanowiła czekać na niego, oznajmując się jako... blizka bardzo jego krewna.