Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rywać z najpospolitszą w świecie kobietą pogardy godną. To jeszcze nic może, słabość głupia, powiesz mi, ale czyś postrzegł w nim najmniejszy wstyd gdyśmy go niespodzianie zaskoczyli; jemu się to zdawało naturalném, zupełnie usprawiedliwioném, zwycząjném, prostém, prawie konieczém. Mała to próba obyczajów wieku, jam już miał przed oczyma tysiące innego rodzaju w obejściu się z ludźmi, z rodziną. Ten człowiek co nie poszanował towarzyszki swojego życia, poszanujesz ciebie, mnie, w innych stosunkach? Jeśliś mu potrzebnym chwilowo posadzi cię u stołu, przyjmie, ugości; gdy się staniesz obojętnym, nie pozna, odepchnie... Z możnym i znaczącym będzie uniżonym i pokornym, z małym i słabym, hardym i bezlitośnym. Tysiące usłużnych teoryi znajdzie się na usprawiedliwienie braku serca i powiedzą ci odpychając ubogich że ich ubóstwo pochodzi z niedołęstwa, z próżnowania, z nieopatrzności nieuleczonéj, że zasiłek dany nędzy demoralizuje, że współczucie jest szafunkiem sił niepotrzebnych i dowodem słabości.
Świat dzisiejszy nasz i wasz, mówił Jakób, nie szanuje już nic, widok jego zakrwawia serce; po-