Chyba zachorowała może? Mieli się zbliżyć, gdy jakaś myśl tajemna go powstrzymała.
— Musimy, rzekł do Iwasia, szukać gospody gdzieindziej, nie wypada mi się narzucać... onaby mnie mogła posądzić że za nią gonię jako jakiś pospolity, natrętny kochanek... tego ja nie chcę. Idź i przekonaj się, jeźliś łaskaw, czy to oni....
Iwaś pospieszył, Jakób usiadł tymczasem na krześle pod jakiémś Cafe di gran Colombo, u którego drzwi wypadkiem się byli zatrzymali. Upłynął dobry kwadrans nim wysłaniec, który aż do wnętrza Albergo dotarł, powrócił, ale z twarzą zakłopotaną.
— Cóż tam? zapytał Jakób.
— No, coś czego ja nie rozumiem, odezwał się Iwaś ruszając ramionami. Widziałem sam jak wyjeżdżali z Genui... tymczasem jest to wprawdzie on, ale kobieta z nim wcale inna.
— To ci się śni! śmiejąc się Jakób[1], nie przypatrzyłeś się jéj naówczas, nie poznałeś teraz.
— Ale ba, zawołał młody człowiek — tamtę ja dopóki życia będę pamiętał, jéj wejrzenie nie zapomina się nigdy... a ta, ha, to jest jakaś młodziuchna, tłusta, wesoła Włoszka, trzpiotowata...
- ↑ Błąd w druku; brakuje orzeczenia, np. słowa powiedział, rzekł lub podobnego.