Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

waj się zbytnio z tém, nie przechwalaj nadto. Toleruje dzisiejsza społeczność wszystko, ale fanatyzm okrywa śmiesznością, bo zdradza słabość umysłu lub chorobę...
Milczałem, chodził po pokoju wielkiemi krokami.
— Zapewne, mruczał z cicha, nigdy z nas żaden nie zapomni kim jest, kim byli jego ojcowie... ale z tém żydowstwem które nam szkodzi między ludźmi nie trzeba się popisywać.
Takim jak widzisz był opiekun mój, życie jego ściśle się stosowało do prawd które wyznawał; rządził się w niém rozumem, rachubą, często namiętnością choć tę umiał w potrzebie okiełznać — nigdy uczuciem, bo tego nie miał lub się najżywiéj od niego obraniał. Czy temu on był winien, natura, czy wychowanie, nie wiem. — W gruncie każdy jego krok był bardzo rozważną rachubą, rachubą na wpływ, opinią, rozgłos, siłę, przewagę, na reputacyą cnoty i prawości, dobroczynności, bezinteresowności, rozumu i t. p. Kochał dziecię ale po swojemu, rozporządzał niém wedle swéj myśli, bo tę miał za najlepszą; kształcił nie jakby ono chciało, ale jak jemu było dogodniéj i miléj. — W gruncie straszniejszego despoty nie znałem nad niego, mimo