Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz rano zebrało się dość dużo osób, które nie były obowiązane lub nie mogły się znajdować na posiedzeniu towarzystwa, w mieszkaniu Manna. Mann który i tak miał się za wodza i kierownika, zdumniał jeszcze mając przewodniczyć obradom.
— Patrzże, proszę cię, szepnął ojciec Symon do Bartolda, ten biedny Mann wygląda dziś jak pęcherz... uchowaj Boże pęknie!!
— Nie bój się, rozśmiał się drugi, gdyby się to stało nawet, prócz trochy wiatru, nic nam więcéj nie grozi.
W istocie gospodarz był przepyszny, patrzał na świat z wyżyn swéj dumy, sapał, chwytał się co chwila za próżną głowę.
— Potrzeba się nareszcie nam naradzić, rzekł zagajając wspaniale posiedzenie usiadłszy na szezlążku który zajął cały sam sobą... tak, położenie się komplikuje, trzeba coś postanowić en vue des evénements futurs. Co czynić mamy? Naród nasz