Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słynął z jedności, nią się utrzymał, co panowie mówicie?
— Ja, zawołał Symon uśmiechając się, ja mówię i wotuję ażebyś nam naprzód dał cygaro.
— Ale dajże bo pokój swoim żartom, tkając mu co żywiéj cygaro żądane, zawołał Mann — to rzecz seryo! Jak myślicie postąpi szlachta?
— Szlachty rzeczą jest nie postępować wcale, szepnął Symon, wiele się sprzeczać, dużo krzyczeć, nie robić nic.
— A! to prawda! rzekł Mann, ale tą razą ich zmuszą.
— Cząstkę jakąś może.
— Szlachta, dodam, zawołał Mann, obraziła nas, okazała się nam wrogą.
— Stójcie! szlachta jest szlachtą, począł Symon niepowstrzymany, zabierając głos mimo kwaśnéj miny gospodarza, szlachta w nas zawsze widzi swoich arędarzy, to darmo, śmierdzim im jeszcze cebulą. Mimo to nie jest naszą nieprzyjaciółką. Mówmy no o innych elementach, bo dotąd ci panowie ani myślą się rzucać, i nie chcieliby brnąć.
— Jednak widocznie się przysposabia rewolucya — zawołał Mann.