Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O! nie wierzę!
Podniosła była nieco głos, ale go nagle zniżyła miarkując się.
— Mama dostała migreny, rzekła ciszéj, zasnęła biedna... ja czekałam, narażając się na dziwne wyobrażenie jakie pan o mnie powziąść możesz... aby błagać go...
Ale siadajże pan tu, przy mnie, dodała pociągając go za sobą ku kanapie, siadaj pan, mówmy otwarcie i szczerze.
Skłopotany nieco Jakób uczuł się wzruszony tym niepokojem, w którym ani mógł ani chciał się komedyi domyśleć; nadto był szlachetnym a za mało zepsutym.
— Wiesz pani, rzekł, że jestem zawsze szczerym, że fałsz za występek uważam uwłaczający godności człowieka.
— A! tak! bądźmy z sobą otwarcie.
— Więc najotwarciéj powiem pani, żem nawet był — u Moskala! dodał śmiejąc się Jakób.
Ten uśmiech, chłód i przytomność zupełna Jakóba jakoś się dziwnie Muzie nie podobały, rachowała podobno że go w tym dniu znajdzie rozentuzjazmowanym, że ten zapał wpłynie na ogólne jego usposobienie; omyliła się jak się ludzie zwykle