Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co? co? zdały się słyszeć przyspieszone zewsząd głosy.
— Na starém mieście wojsko tłumy zebrane morduje! Jakaś niespodziana demonstracya się odbywała... wystąpiło wojsko.... Mówią o wielu zabitych i ranionych....
Jakób rzucił książkę.
— Chodźmy! zawołał z zapałem, chodźmy, tam gdzie się krew leje, gdzie potrzeba ofiar... tam i my być powinniśmy.
Kobiety wielce przerażone ruszyły się z krzykiem z miejsc, nie wiedząc co począć.
— A! co robić? gdzie się podziać? wołano, możnaż będzie powrócić do domu... pokazać się w ulicach... wojsko....
Wrzawliwie posypały się pytania, Kruder ochłonąwszy począł spokojniéj opisywać stan miasta... ale głos mu drżał, wyrazy się rwały....
Jakób już chwycił za kapelusz, gdy Bartold surowo go powstrzymał.
— Czekaj, rzekł, widoczną jest rzeczą że się na coś większego zanosi... są to preludya dopiero; nie przeczę, iść winniśmy razem, ale nie bez rozmysłu i narady. Z mowy Krudera widzę że to co dziś zaszło jest rzeczą skończoną, na dalsze