Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nic darmo, spodziewać się muszę że i ja uśmiech za to jaki pochwycę... któż wie!
Wyraźniéj téj umowy milcząco zawartéj, wypowiadać nie było potrzeba. Henryk sądził że będzie zrozumianym, poszedł, przecisnął się przez tłum, wziął Jakóba, przypatrującego się Tildzie pod rękę i rzekł mu:
— Chodźże do ślicznéj Muzy, która się ciekawi na ciebie. Zrób to dla mnie, dziewcze zapalone jest do Włoch, a ty właśnie ztamtąd powracasz.
— Prawdziwie, odpowiedział Jakób, ciężkoby mi się było zebrać na takie opowiadanie o podróży któreby jéj było godném.
— No, no, sprobujesz, chodź tylko.
Gwałtem prawie pociągnął go ku niéj za sobą.
— Pani, rzekł Henryk do Muzy, pani co tak Włochy kochasz, tę ojczyznę sztuki, a chciałabyś odemnie profana coś o nich posłyszeć, więcéj się pewnie dowiesz od Jakóba. Dla tego przyprowadzam go pani. Najdoskonalszy z turystów, chodził piechotą gdzie ja latałem koleją żelazną.
— A! a! odwracając się ku niemu z uśmiechem i ukazując mu swe cudne rozpromienione oblicze, zawołała Muza — przecież pana pochwyci-