Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na kanapach, krzesłach, przy drzwiach, siedzące i stojące; ciasnotę, skwar i gwar. Trzeba było wystąpić z przywitaniem, gospodyni nadzwyczaj uprzejmie, Muza uśmiechem poufałym go przyjęła i pociągnęły w swoje kółko, wśród którego w białéj sukni, z bukietem białych kamelii, siedziała blada, martwa, prawie nie zważając na to co się w koło niéj działo, Tilda. Poczuła ona wnijście Jakóba, podniosła oczy, uśmiechnęła mu się dziecinnie i nie kryjąc wcale radości, a potém znowu powróciła do swego lodowatego osłupienia. Henryk stał za krzesłem Muzy, która była tak wspaniale obnażoną pod pozorem uroczystéj toalety, że wielbiciel wdzięków niewieścich, mógł się ich widokiem napaść do syta. Wspaniale też była piękną, majestatycznych kształtów, biała jak śnieg, a ogromne włosy zdawały się ciężyć jéj pięknéj głowie. W oczach błyskał rozżarzony dowcip, quaerens quem devoret. Aksamitna ciemno wiszniowa suknia okryta staremi (niezapłaconemi, koronkami, stroiła ją przepysznie. Na ręku miała grubą bransoletę z jednym olbrzymim rubinem cabochon. Dwie te piękności, Tilda, jakby duch jakiś nieziemski co przyleciał na mgle i promieniu księżyca z pieśni poetów, i ta kipicąca życiem bachantka, wzajem się podnosiły.