Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To co zawsze, i nie wiele i nie nowe. Ich teoryą znamy, chcą ażeby żydzi dosługiwali się obywatelstwa jak czeladnik wyzwolenia.
— Do pewnego stopnia mają słuszność, zawołał Jakób.
— Jak to słuszność! oburzył się Mann. Nie mamyż my jako ludzie na téj ziemi zrodzeni tych praw z natury co i oni? Czém ci trutnie lepsi od nas? Alboż upokorzeniami bez liczby znoszonemi przez wieki jeszcześmy się nic nie dosłużyli?
— Za pozwoleniem, przerwał Jakób, z prawa natury wszyscyśmy równi, to prawda, ale przy prawach stoją tuż — obowiązki... Jeśli wspólnych z całem społeczeństwem nie ponosimy ciężarów... sami się praw wyrzekamy...
— Jakto nie ponosimy — ofuknął Mann, my się nie uchylamy od niczego. Wieszże ty, że szlachta nas od towarzystwa rolniczego odpycha i przyjmować nie chce?
— Ależ my dotąd z rolnictwem nie wieleśmy mieli wspólnego, odezwał się Jakób. Zresztą szlachta źle robi.
— Spodziewam się że źle! zawołał Mann. A co znaczą domy Spółki? chcą nam odebrać handel...
— Może nam tém wielką wyrządzą przysługę,