Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieścił z żoną i trzema córkami. Syn już miał dom osobny...
Zadzwoniłem u drzwi, znalazłem przy nich lokaja, który mnie zameldował w sąsiednim salonie, gdzie były panny, kilku mężczyzn, bawiono się, śmiano i rozmawiano wesoło. Mann kazawszy mi wszakże na siebie wyczekać dobry kwadrans, wyszedł do pierwszego pokoju i nie znajdując stósownem wprowadzać w swe towarzystwo przyjął tu jako interessenta tylko, dość grzecznie ale protekcyonalnie i jakby co najrychléj pragnąc się mnie pozbyć. Oczywiście dawał mi do zrozumienia że hołd sobie należny od współwyznawcy przyjmuje, ale zbyt się zbliżać nie ma ochoty. Położenie moje było dosyć ambarasujące; przeze drzwi otwarte widziałem przesuwające się postrojone panny, samą panią także bardzo wspaniale przybraną, wreszcie kilku elegantów, a stałem tu jakby żebrak, nieproszony nawet bym usiadł przed panem Mannem, który jedną nogę wsparłszy na kanapce, ręce powkładawszy w kieszenie, patrzał przebąkując coś do mnie przez okno... dłubiąc od niechcenia w zębach.
Jeźli mi tém przyjęciem chciał dać do zrozumienia że byłem dlań nader maleńką figurą, nie