Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przypuszczam że nie, gorąco przerwał Jakób — jestże to słuszny powód ażebyśmy my mazali się ich występkiem. — Nie należysz narodowi wybranemu mieć więcéj cnoty nad inne i być drugim przykładem?
Dawid młodszy głową pokręcił i zaśpiewał.
— No! no! przerwał skończywszy ritornelę swą — proszę pana, co to mówić o cnocie i sprawiedliwości pod te czasy, kto to o tém już mówi? Na świecie teraźniejszym jest jedna rzecz, interes. Któryż dziś naród czego innego słucha, za czém inném idzie? To są wielkie słowa... ale w to nikt dziś nie wierzy.
Stary ojciec usłyszawszy tę tak mądrą syna mowę, począł aż głową kiwać z podziwienia i uwielbienia dla wielkiego jego rozumu... ręką wskazując nań Jakóbowi, jakby chciał mu powiedzieć:
— Słyszysz? a ha! a cóż ty na to?
Ale Jakób niezmięszany wcale, zimném wejrzeniem zmierzył od stóp do głów młodego Dawida i rzekł powoli:
— Na nieszczęście, trafnie pan bardzo oceniasz to co dziś panuje i jest... ale to co jest, nie zawsze tém co być powinno... Prawo nasze ma tysiące lat i nie zestarzało się; zajrzyjcież do tych ksiąg a znaj-