Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piękne oczy... Człowiek taki jak ty musi wiedzieć, że to kochanie to jest ogień słomiany, im się jemu jaśniéj pali, tém jego prędzéj zgaśnie.
Syn się począł śmiać niezmiernie, a ojciec zdumiony i szczęśliwy tém rodzajem uznania, choć w formie nie bardzo miłéj, napuszył się aż i widocznie był uradowany.
Na tém jednak przerwała się rozmowa, i byliby zapewne poszli spać oba radzi z siebie, gdyby w téj chwili nie zapukano do drzwi.
Było w tém coś tak niezwykłego przy Sobocie i późnéj godzinie, że Dawid starszy zerwał się z krzesła prawie przestraszony, a zdumiał niezmiernie ujrzawszy po chwili wchodzącego dorodnego, pięknego, wzniosłéj postaci i szlachetnéj twarzy mężczyznę, którego z razu poznać nie mógł.
Wstał przypatrując mu się zakłopotany, a syn jego ledwie się nieco podniósł z kanapy ujrzawszy gościa; dopiero gdy go lepiéj obejrzał i poznał w nim przyzwoitego człowieka... po ubraniu i z postawy — dźwignął się i mycki a okularów poprawił.
— Przebaczysz mi, szanowny panie Dawidzie Seebach, natręctwo moje, a do tego w takiéj porze i w dniu tak uroczystym.