Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mosze mówił mi też często zachęcając do nauki że świat, wedle nauki Rabbinów, stoi na oddechu ust dziecięcych uczących się prawa Bożego... a nie na rozumach mędrców...
Śmiejcie się z tego jeśli chcecie, dla mnie te legendy i przypowieści niezmierny urok mają.
— Są one piękne, rzekł Iwaś, ale ten wasz Mosze kuternoga jakoś mi niemiło wygląda...
— Poetyzować ci go nie myślę, odpowiedział Jakób, było w nim aż coś dzikiego przez zbytnią surowość. Sługa mojéj matki, często ją nawet, jeśli ściśle nie zachowywała przepisów w małych rzeczach, gromił i karcił, grożąc jéj że się z domu Meszumodimów wyniesie.
Zgorzkły, znękany, zfanatyzowany Mosze był postrachem dla wszystkich; lecz gdy mu chwilami przychodziło natchnienie, wydawał mi się istotnie wielkim. — Nie był on w stanie nic nigdy stworzyć własnego, ale z tysiąca wyuczonych rzeczy dobierał najpiękniejszą, wypowiadał ją jakby swą własną z przejęciem i często wyegzaltowany płakał, unosił się, miotał do szaleństwa.
Gdy mu przyszło czytać o boleściach Izraela łzy płynęły strumieniem, ryczał z bolu, zawodził, nie czytał już ale piał pieśń jakąś dziwnemi głosy,