Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystko zrozumieć, żądając co chwila objaśnień. Naówczas zniecierpliwiony bił mnie po głowie pałeczką którą pokazywał litery, jakby z niéj wybić chciał tę dumę przedwczesną i łajał a zżymał się zakazując mi rozumem świętych dotykać rzeczy. Przywodził mi często przypowieść z księgi Chulin, którą pamiętam...
— Chcę widzieć Boga waszego, mówił Cezar rzymski do Rabbi Jehoszua.
— Panie, odparł mędrzec, żadne oko śmiertelne blasku oblicza jego nie wytrzyma...
— Nie wytrzyma? Spróbujmy! chcę go widzieć.
— Chcesz, rzekł mędrzec, dobrze, idź więc za mną.
A była to pora najskwarniejsza roku i godzina w któréj słońce piekło najgoręcéj. Mędrzec powiódł Cezara na odkryte pole, wskazał na słońce i rzekł:
— Cezarze wielki, spójrz na nie.
— Jak to? w słońce? zapytał zdziwiony Rzymianin. A któż wytrzyma blask słoneczny?
— Cezarze, nie możecie więc blasku słońca wytrzymać, słońce jest przecie tylko jednym z niezliczonych sług Bożych... Nie mogąc wpatrzeć się w oblicze jednego ze sług Pana, chcieliżbyście oglądać blask Jego samego twarzy śmiertelnemi oczyma?